
Przyszła pora na ostatnią część mojej relacji z Paryża- dwie poprzednie można znaleźć tutaj i tu. Zacznę nietypowo, od podsumowania- wiele osób pytało mnie jaki jest Paryż, jak mi się podobało. Podobało mi się niesamowicie, był to jeden z moich bardziej udanych wyjazdów, ale na pytanie o to, jaki jest Paryż, mogę odpowiedzieć tylko tyle, że wiem, że nic nie wiem. Jest tam tyle do odkrycia, zobaczenia i przeżycia, że przez tydzień (w sumie dwa tygodnie, bo zdarzyło mi się być w Paryżu już wcześniej) mogłam się tylko prześlizgnąć po powierzchni. Z zanotowanych na szybko spostrzeżeń: wszyscy spotkani przez nas Paryżanie byli niezwykle uprzejmi - ustępowanie miejsca w metrze, mówienie "dzień dobry" na ulicy czy z sąsiedniego stolika w kawiarni albo szczera chęć pomocy w najdziwniejszych sytuacjach były na porządku dziennym. Nie wiem czy to norma, czy trafiłyśmy na jakiś tydzień dobroci dla obcokrajowców, ale to naprawdę rzucało się w oczy. No i chyba każda osoba, z którą rozmawiałam, próbowała tłumaczyć mi jak to, co właśnie zamówiłam czy wybrałam w sklepie, nazywa się po francusku - z wyraźnym politowaniem słuchano moich angielskich próśb czy spostrzeżeń i niemal codziennie ktoś podejmował próbę nauczenia mnie jakiegoś cywilizowanego języka (czytaj: francuskiego). Poszło mi nieźle, do mojego słownika zawierającego dotychczas pozycje croissant, bonjour i c'est la vie dołączyły dwie kolejne. Miałam też bardzo pozytywne wrażenie, że mimo że sierpień to czas wyjazdów i wakacji, to Paryż żyje, nie jest miastem-muzeum, w którym życie kręci się wokół turystów. Może wynika to ze szlaków, jakie wybierałyśmy i francuskich znajomych, którzy zabierali nad do ulubionych barów, ale jestem przekonana, że mogłabym się do Paryża wprowadzić i nie czułabym się przytłoczona jego historycznym bagażem, nie miałabym wrażenia, że mieszkam w jednym wielkim skansenie - a tak czasami zdarzało mi się czuć w Krakowie.
Na koniec spostrzeżenie odzieżowe - oni naprawdę potrafią się dobrze ubrać. Spacerując z Anią po ulicach dzieliłyśmy mijanych ludzi na trzy kategorie pod względem ubioru: Paryżan, NieParyżan i WannabeParyżan. Trzecia grupa składała się głównie amerykańskich turystów, noszących kupiony na straganie z pamiątkami beret do koszulki z Abercrombie (żeby nie było, w paski!) i wszystkich innych starających się za bardzo. Z kolei prawdziwych Paryżan i prawdziwe Paryżanki (podkreślam, że nasza klasyfikacja nie miała nic wspólnego z miejscem zamieszkania tych wszystkich ludzi) charakteryzowała przede wszystkim niesamowita naturalność - wyglądali jakby w swój ubiór nie włożyli najmniejszego wysiłku. Jak gdyby nonszalanckie wrzucenie na siebie pięknej sukienki, pary mokasynów i podwinięcie rękawów marynarki było dla nic najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Paradoksalnie, dojście do takiego stanu pozornej niedbałości wymaga sporej samodyscypliny. Jeżeli macie ochotę na dłuższą lekturę w tym temacie, polecam ciekawy artykuł Ellen Wallace z, uwaga uwaga, Cosmopolitana. Pochodzi z 1982 roku, widocznie wtedy były jeszcze w tej gazecie rzeczy warte uwagi. Tekst znajdziecie tutaj, przepisany na blogu Dead Fleurette, który zresztą warto przejrzeć w całości.




Dosyć ogólników, opowiem Wam teraz o kilku kolejnych ciekawych adresach Paryża. Pierwszym z nich jest Shakespeare&Company - anglojęzyczna księgarnia, położona rzut kamieniem od katedry Notre Dame. To miejsce z niesamowitą historią i równie niesamowitym klimatem. Pełny opis zająłby co najmniej cały osobny post, zresztą zostawię to dla ekspertów i postaram się tylko w skrócie opisać z czym mamy do czynienia. Tuż po pierwszej wojnie światowej Amerykanka Sylvia Beach przenosi się do Paryża i zakłada księgarnię, która staje się kulturalnym centrum skupiającym amerykańską emigrację, w tym pisarzy z tzw. Lost Generation - Hemingwaya, F. Scotta Fitzgeralda czy Gertudę Stein. Podczas niemieckiej okupacji Paryża księgarnia została zamknięta, ale w 1964 roku, już po śmierci Sylvii Beach, jej przyjaciel George Whitman przemianowuje prowadzoną przez siebie, inną księgarnię, na Shakespeare&Co, upamiętniając założycielkę i kontynuując legendę (jest to zresztą nieco dyskusyjne, ale obiecałam nie wdawać się w szczegóły). Obecnie prowadzona jest ona przez córkę Whitmana, dla odmiany noszącą imię Sylvia Beach- tak, żeby nie było za łatwo się w tej historii połapać. Oprócz sprzedaży książek, Shakespeare&Co zajmuje się też organizowaniem spotkań z autorami, warsztatów czy festiwali literatury.




American Bookstore Shakespeare&Company, 37 Rue de la Bucherie, 75005 Paris
Wnętrze,a właściwie wnętrza (bo Shakespeare&Co to sąsiadujące ze sobą księgarnia i antykwariat) są niesamowite. W dość ciasnej księgarni na parterze znajdziemy powieści, książki poświęcone socjologii, ekonomii czy inne tego typu opracowania i specjalny dział poświęcony książkom podróżniczym, zwłaszcza tym o Paryżu. Ale prawdziwe klaustrofobiczne szaleństwo zaczyna się dopiero na piętrze, w dziale książek dla dzieci. Poza setkami pięknie wydanych książek znajdziemy tam mnóstwo przytulnych zakątków do ich przeglądania- lekko rozpadające się fotele, wyściełane poduszkami wnęki, wreszcie polowe łóżka. Co najciekawsze, w dzień okupują je zastanawiający się nad zakupem klienci księgarni, ale w nocy służą jako darmowe noclegi dla pisarzy, wydawców i wszystkich innych krewnych i znajomych królika. Podobno jedyne warunki, które trzeba spełniać, aby załapać się na łóżko w samym centrum Paryża, jest pomaganie godzinę lub dwie dziennie obsłudze księgarni oraz przedstawienie fragmentu swojej pisarskiej twórczości, która powinna zyskać aprobatę właściciela. George Whitman niedługo przed swoją śmiercią w 2011 r. szacował, że przez trzynaście łóżek na pięterku księgarni zdążyła przewinąć się imponująca liczba dziesięciu tysięcy nocujących - większości z nich w niedzielne poranki własnoręcznie serwował naleśniki przy wspólnych śniadaniach. To wspaniałe miejsce, koniecznie się tam wybierzcie - zdjęcia nawet w małym stopniu nie oddają jego uroku. Zasadniczo fotografowanie wewnątrz księgarni jest zabronione (a ja, wychodząc z założenia, że gospodarz ma prawo do własnych zasad, zawsze staram się takie zakazy respektować), ale tym razem mi się udało- miałam chody u załogi księgarni (o czym szerzej za chwilę) i zostałam na kilka chwil z aparatem wpuszczona. Jednak ciasnota księgarni w połączeniu z długą ogniskową jedynego obiektywu, który miałam przy sobie, nie sprzyjają oddawaniu magicznego nastroju.




A to właśnie zapowiadana wcześniej Karolina, autorka bloga Paryż z Lotu Ptaka, o którym pisałam już nie raz i ten też zapewne nie jest ostatni. Jej blog to jedno z tych miejsc w sieci, gdzie pojawienie się nowego posta sprawia, że podskakuję na krześle i natychmiast pędzę czytać. Wystarczy zresztą przytoczyć tytułowy opis: "blog kulturalno-turystyczny, w dni parzyste praktyczny, w nieparzyste romantyczny" i od razu wiadomo, że warto. Karolina pracuje też w księgarni Shakespear&Company - nie udało nam się jej z Anią zastać, ale zostawiłyśmy naprędce nabazgrany liścik i kilka dni później udało nam się spotkać na szybką, ale niesamowitą, kawę. W ciągu jakichś 45 minut, bo tylko tyle miałyśmy czasu, Karolina zdążyła opowiedzieć mi kilka tajemniczych paryskich historii, zabrać na rewelacyjną tartę i zaczarować na tyle, że wiem już na pewno, że wrócę do Paryża przy pierwszej możliwej okazji, z konkretnym planem odkrywania miejskich tajemnic.


Z księgarni tylko krótki spacer dzielił od Wyspy Świętego Ludwika, gdzie tym razem wybrałyśmy się w bardzo konkretnym celu - na lody. Podobno najlepsze w Paryżu, z Berthillon, rodzinnej firmy założonej w latach pięćdziesiątych i od tamtej pory robiącej lody według tradycyjnej receptury, bez chemicznych ulepszaczy. Ania wybrała gruszkowe, mnie skusiły rabarbarowe- faktycznie były świetne, ale nie mogę powiedzieć, że były najlepszymi lodami, jakie jadłam. Palma pierwszeństwa wciąż należy do maleńkiej lodziarni na Starowiślnej w Krakowie.


Berthillon, 29-31 Rue de Saint Louis, 75004 Paris
Kolejne miejsce, które odwiedziłam, jest jednym z bardziej nietypowych, jakie widziałam. Dowiedziałam się o nich przypadkiem- szukając w Internecie informacji o witrynie z pierwszego posta, natknęłam się na niewielki artykuł o paryskim cmentarzu zwierząt. Stwierdziłam, że takiego dziwactwa sobie nie odpuszczę, któregoś ranka wsiadłam więc w metro i pojechałam na północne przedmieścia Paryża, gdzie po krótkich poszukiwaniach trafiłam pod bramę cmentarza. Został on założony w 1899 roku, ze względów czysto praktycznych- coraz liczniej trzymanych w mieście zwierząt nie było gdzie chować i pozostawiano je często nieżywe na ulicach czy chodnikach. Z czasem stał się miejscem pochówku zwierzaków szczególnie zasłużonych- bohaterów wojennych, gwiazd filmowych, a także zwierząt znanych ludzi, jak na przykład kotów Aleksandra Dumasa. Jest tam pochowanych także kilka koni, świnka morska, a nawet małpa. Obecnie cmentarz ma status zabytku, i aby go obejrzeć, trzeba kupić bilet za kilka euro. Muszę jednak przyznać, że miejsce wzbudziło we mnie bardzo mieszane uczucia. Wiele nowo powstałych grobów wygląda tak dramatycznie kiczowato, że nawet nie robiłam im zdjęć - złocone płyty, światełka, kryształowe posągi pudli, na kilometr widać, że zostały stworzone przez nowobogackich, chcących potem pochwalić się znajomym: "wiesz, pochowałem tego mojego ostatniego psa na cmentarzu". Ogromna większość grobów jest też niezwykle zaniedbana, widać że od lat nikt na nie nie zaglądał, co tylko potwierdza wcześniejszą teorię. Istnieje też możliwość, że sami właściciele także już odeszli, stąd zaniedbanie niektórych grobów, a pochowane zwierzęta były ich jedynymi towarzyszami, zostały więc "po ludzku" pochowane - ta wersja wydarzeń jest chyba jeszcze smutniejsza. Dużym plusem wycieczki było to, że zaprzyjaźniłam się z kilkoma całkiem żywymi kotami, które rezydują na cmentarzu i, dokarmiane przez pana strażnika, wygrzewają się na nagrobkach.














Animal Cemetery, 116 Boulevard Voltaire, metro Gabriel Peri, Paris
Kilka godzin spędziłyśmy także w Le Marais, dzielnicy pełnej świetnych sklepów, butików vintage, dobrych miejsc na kawę i galerii. Nie brakuje także sklepów z koszernym jedzeniem- okolica Rue des Rosiers mieści subdzielnicę żydowską, istniejącą od początków XX wieku aż do dzisiaj. Mam wrażenie, że ta dzielnica kryje wiele niespodzianek, dalsze jej odkrywanie zostawiam więc na kolejny wyjazd.



No i na koniec obiecane naleśniki z Ogrodu Luksemburskiego. Sam ogród też jest zresztą wspaniały, z Panem Parkowym przeganiającym piknikowiczów z jednego trawnika na drugi (do teraz nie rozumiem, dlaczego na jednych wolno siedzieć, a na innych nie). Gdy pan kończył obchód dookoła parku, pierwszy trawnik akurat kończył się zapełniać, gwizdkiem przeganiał więc ludzi, którzy przenosili się na następny...i tak przez cały dzień. A wracając do naleśników, pozwolę sobie zacytować maila, którego dostałam od Marysi: "koło Ogrodu są Absolutnie Najlepsze Naleśniki w Paryżu. Naleśnikami zasadniczo Paryż stoi, ale wszędzie indziej wcisną Ci odgrzewany karton z nutellą dla turystów. Na przeciwko bramy Ogrodu (tej na Boulevard Saint-Michel; tej przy której jest przystanek RER), po drugiej stronie ulicy jest taki jakby kiosk, w który akurat mieści się pan i jego akcesoria do smażenia. I te naleśniki są boskie". Potwierdzam, naleśniki są wspaniałe, zwłaszcza te z bananami i nutellą. Można je kupić przy Boulevard Saint-Michel, w budce przy kamienicy z numerem 69.





niesamowite fotografie!
ReplyDeletemimo iż byłam w Paryżu już dwa razy w ciągu swojego krótkiego życia zazdroszczę Ci niesamowicie, iż miałaś okazję i sposobność zobaczyć go od tej strony "nieturystycznej". to jest zawsze mój cel w każdym obcym mieście: wyglądać i zachowywać się jak miejscowa. zazdroszczę niezwykle.
ReplyDeleteczytałam tę relację z wielkim uśmiechem na twarzy :)
ReplyDeleteparyż potrafi zauroczyć.. tak samo jak i Ty :)
czytałam tę relację z wielkim uśmiechem na twarzy :)
ReplyDeleteparyż potrafi zauroczyć.. tak samo jak i Ty :)
w kwietniu nie miałam czasu, by tak spokojnie usiąść na trawie i popatrzeć. taka szkoda. cudowne zdjęcia!!!
ReplyDeleteŚciskam, Lona
ja tak trochę nie na temat, ale jak usunęłaś ramki dookoła zdjęć? mam na bloggerze ustawione wszystko na 'przezroczyste', a mimo to mam bladoszare subtelne ramki wokół zdjęć, które mi przeszkadzają. czy ktoś wie, jak to usunąć całkowicie?
ReplyDeletetrzeba się pobawić w kodzie html - wygoogluj to (nawet po polsku) i wyskoczy :)
Deleteuu, nie pamiętam, wydawało mi się że ustawiłam wyłącznie kolor na przezroczysty- tak jak piszesz. ale tak jak radzi ktoś wyżej, poszukaj w Google, na pewno znajdziesz jakiś tutorial.
DeletePrzepraszasz na końcu, a ja aż jęknęłam, że to już wszystko! Czytało się cudownie, zdjęcia magiczne, a w mych uszach gra soundtrack do Amelii... (mimo że głośniki milczą). Paryż to bajeczne miejsce.
ReplyDeleteEmeraldeyes
mmmm, aż mam ochotę tam pojechać:)
ReplyDeleteB.
Jak żałuję, że to już koniec! Twoje relacje sa absolutnie fantastyczne, z zapartym tchem chłonę tekst i cieszę oczy tymi, jakże niezwykłymi, zdjęciami. Cudowny post!
ReplyDeletePS. Bluzeczka w żółte paski i czarna spódniczka wyglądają niesamowicie. Skąd są?
pozdrawiam,
-Doris
spódniczka jest z H&M, kolekcja sprzed roku czy dwóch, koszulka z linii Zary z organicznej bawełny, kupiona w okolicach wiosny. dziękuję Ci bardzo!
DeleteUwielbiam Cię, tak, tak, powtarzam się, ale inaczej się nie potrafię wyrazić :) Twój blog jest tak inny, tak bardzo.. Twój. Fantastycznie się czyta, a zdjęcia po prostu rewelacyjne.
ReplyDeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeletepewnie, że Paryżanin, ale nie wiem w którym miejscu się pomyliłam?
DeleteWygląda na to, że ktoś po prostu przeczytał same hasła i nie załapał, że chodzi o liczbę mnogą...
DeleteM.
Cudowna relacja ozdobiona równie dobrymi zdjęciami!
ReplyDeleteświetny wpis i piękne zdjęcia! :)
ReplyDeleteDrugie zdjęcie wygląda jak jeden z początkowych kadrów filmu 'Prestiż' - jednego z moich najulubieńszych:D
ReplyDeleteHm, pisałam już kiedyś, że uwielbiam Twoje podróżnicze relacje?:D Nikt tak fajnie nie opowiada o tym gdzie był, co widział i nie okrasza tego tak pięknymi zdjęciami jak Ty:D Podróżuj jak najwięcej bym potem mogła zebrać Twoje posty do kupy i mieć z nich najlepszy przewodnik świata:D
gdybyś kiedyś założyła jakąś "street style'owy" stronę to oglądałabym z zapartym tchem, choćby dla samych zdjęć ulicy.
ReplyDeletewpisałaś się w klimat idealnie, nie ściemniam, tak myślę:)
haha, dziękuję bardzo, ale nie planuję - to nie robota dla mnie, nie nadaję się:)
Deletepoziom fotografii przytłacza. zdjęcia po prostu genialne! mogę zapytać, jakiego obiektywu używasz? paryskie uliczki kuszą mnie już tyle lat, ale chyba wybiorę się tam dopiero wtedy, gdy będę mogła pozwolić sobie na dłuższy pobyt. niemniej jednak relacja z podróży fantastyczna!
ReplyDeletedziękuję! Canon 50mm 1.4
DeletePiękne fotografie, piękne miejsca. Pozazdrościć!
ReplyDeletePozdrawiam www.fogdancing.blogspot.com
piękne zdjęcia:)pozdrawiam
ReplyDeleteNigdy nie przesadzasz z tekstem, bo świetnie piszesz. Osobiście podskakuję na krześle, gdy widzę, że napisałaś/opublikowałaś nowego posta. Jesteś jednym z niewielu blogów, które z przyjemnością się czyta, a nie tylko ogląda zdjęcia :)
ReplyDeleteCudowne zdjecia, tez jestem zakochana w Paryzu
ReplyDeleteKisses
Aga
Check my new post
www.agasuitcase.com
z tymi trawnikami chodzi chyba o to, że konkretnego dnia wolno siedzieć na konkretnym, następnego na następnym etc żeby trawa zdążyła odżyć i nie została 'zmiażdżona' przez turystów :D
ReplyDeleteaaa widzisz, dzięki!
DeleteŚwietny post, przyjemnie się czyta ;)) Nie przepraszaj za długośc, bo to akurat zaleta!
ReplyDeleteHej, wytłumaczę kwestia "przeganiania" z trawnika :)na wszystkich trawnikach można siedzieć ale żeby trawa w jednym miejscu mogła odpocząć po jakimś czasie następuje zmiana i siada się gdzie indziej. Dzięki temu trawa nie niszczy się tak łatwo :) Czy ja to jasno wyraziłam? ;) Pozdrawiam
ReplyDeleteperfekcyjnie jasno, dzięki!
DeleteUwielbiam czytać Twoje posty, szczególnie te podróżnicze. Masz nosa do ciekawych miejsc. Bardzo chciałabym pojechać kiedyś do Paryża! :) Pozdrowienia!
ReplyDeletenie przepraszaj za nadmiar tekstu. Ja uwielbiam czytać Twoje posty o podróżach, z resztą nie tylko te :). Dzięki Tobie czytam bloga 'Paryż z lotu ptaka', byłam tam tylko na chwilę a teraz dowiaduję się naprawdę ciekawych rzeczy.
ReplyDeletepozdrawiam!
właśnie za takie długie teksty uwielbiam Twojego bloga! świetnie piszesz, a zdjęcia... genialne! trzymaj się cieplutko
ReplyDeleteah, żałuję, że kiedy ja byłam w Paryżu( początek czerwca) to nie było Twoich recenzji, gdyż teraz właśnie widzę jak wiele przegapiłam i jak wiele jeszcze muszę zobaczyć w tym cudownym miejscu!
ReplyDeleteprzebrnęłam;) chcę Ci podziękować, za wspaniały post o Paryżu. Ja byłam tam tylko na kilka dni, było zimno i jakoś nijako.. ale po przeczytaniu Twojej ' wersji Paryża' słucham francuskich piosenek i nie mogę się doczekać kiedy znowu tam pojadę na dłużej:) ps. jak zwykle świetne zdjęcia
ReplyDeleteto ja dziękuję za tak miłe słowa! ale to faktycznie niesamowite, jak okoliczności zewnętrzne wpływają na nasz odbiór danego miejsca- ja na przykład żyję w przekonaniu, że Oslo jest koszmarne, bo w ciągu 2 dni, które tam spędziłam zdążył mi się dwa razy spóźnić samolot, musiałam z toną bagaży chodzić nocą po mieście, ciągle lało itp.- gdybym nastawiła się inaczej i gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, na pewno zupełnie inaczej bym to miasto odebrała.
DeleteREWELACYJNY POST!!!
ReplyDeleteCzekam na moment, kiedy odkopię ten post przy okazji własnej wycieczki, bo niestety, pryz pierwszej byłam zbyt mała, żeby cokolwiek zapamiętać. A zdjęcia są cudowne, między innymi za to uwielbiam Twoje podróżnicze posty:)
ReplyDeletekocham Twoje podróżnicze posty
ReplyDeleteps. wyglądałyście prześlicznie :)
O Paryżu można by pisać godzinami, więc Twój tekst wcale nie jest za długi, a w dodatku bardzo interesujący. Widać, że poszłaś swoją drogą, odkrywając "prawdziwszą", bardziej codzienną(a przez to jeszcze bardziej ciekawą!), twarz Paryża. Ja to miasto uwielbiam, chociaż byłam tylko raz. Piękne też zdjęcia, klimatyczne. Za to zaszalałaś ze słowem "niesamowity" - doliczyłam się chyba czterokrotnego użycia :p Widać, że Paryż zrobił na Tobie NIESAMOWITE wrażenie ;)
ReplyDeletealessandra
Haha, faktycznie. Niesamowite!
Deleteaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaale prześliczne zdjęcia. :)
ReplyDeletePiekne relacje. Bardzo zazdroszcze. Mam zamiar sie wybrac do Paryza, ale nie wiem czy zdolam wziac tak dlugi urlop, zeby cokolwiek zobaczyc :(. Zdjecia z cmentarza dla zwierzat mnie wzruszyly...Nie bylo mnie przy moim Psie, gdy odszedl szesc lat temu i wciaz bardzo za Nim tesknie.
ReplyDeletePozdrawiam.
N.
I love love the photos!
ReplyDeletehttp://sophisticated-sisters.blogspot.com.au/
Wielkie dzięki za mini przewodnik:) Mam wiosenne plany związane z Paryżem i na pewno wrócę do Twoich relacji planując moją wyprawę. Pozdrawiam
ReplyDeleteFajnie się czyta takie posty, jednak mam wrażenie że troszkę brak tu obiektywizmu, owszem w Paryżu jest mnóstwo świetnych miejsc, ale aż tak bym go nie gloryfikowała:) Wydaje mi się że jest sporo ciemnych stron, o których nic nie wspominasz. Pozdrawiam
ReplyDeletehttp://mamasaidbecool.blogspot.com
Dzięki! Pewnie, że każde miasto ma lepsze i gorsze strony, ale nie po to jadę na wakacje, żeby narzekać, że metro drogie, ciastko wczorajsze, a pod wieżą Eiffla tłumy turystów. Poza tym po to czytam o danym miejscu przed wyjazdem,pytam znajomych itp., żeby mniej więcej określić, gdzie się kierować, tak żeby mi się podobało. Pozdrowienia!
DeleteAleż się rozmarzyłam...
ReplyDeleteŚwietna relacja, widać, że wtopiłaś się w klimat miasta.
I zgadzam się co do nonszalanckiej elegancji Francuzów:)
pozdrawiam
mam kilka pytań do Ciebie, bo jadę do Paryża już w sobotę!
ReplyDeletejak to jest z kulturalnym piciem wina (lub ogólnie alkoholu) w miejscach publicznych? nie ma na to jakiś haczyków?
podobno w restauracjach kelnerzy potrafią doliczyć spore napiwki. jest na to jakaś reguła czy trzeba trafić?
nie ma problemu w dogadaniu się po angielsku? wynika, że i Ty umiejętnościami mówienia po francusku nie grzeszysz, ale wolę wiedzieć na pewno. :D
i ostatnie... jaka jest cena tych naleśników. pyta wiecznie głodny człowiek tego świata.
pozdrawiam, M. :)
haczyków chyba brak, bo nad Sekwaną wszyscy wino piją, nie mam pojęcia jak z napiwkami, problemów z dogadaniem się po angielsku nie miałam, ale nie powiem Ci "na pewno", bo we Francji jak wszędzie - jedni mówią, inni nie. Naleśniory po 4-5 euro, udanego wyjazdu, pozdrowienia!
DeleteO Boże, Shakespeare&Co <3 muszę pokazać ten post mojej przyjaciółce, która była ostatnio w Paryżu i bardzo na niego narzekała...
ReplyDeleteTwoje posty czytam zawsze z kawą i czekoladowym ciastkiem :D Wiem, że to niemożliwe z faktu takiego, że masz też inne zajęcia, ale- pisz więcej :)
ReplyDeletePo raz kolejny- uwielbiam Twoje relacje z podróży i niesamowite zdjęcia! A jestem pewna, że to nie tylko zasługa dobrego sprzętu, ale także Twoich umiejętności i kreatywności. Powodzenia w Londynie! Marta
ReplyDeletePrzepiękna czerwona spódnica! Gdzie można taka kupić?!
ReplyDeletena 99% jest z H&M:)
DeleteAhh.. ten 1% - Promod
DeletePrzepiękne zdjęcia! ♥ ♥ ♥
ReplyDeleteE tam - ja mieszkam w pobliżu lodziarni przy Starowiślnej i jak dotąd nie zdarzyło mi się poczuć jak w skansenie ;) Przez Ciebie chcę do Paryża!
ReplyDeletejakbym mieszkała koło tych lodów na Starowiślnej, to w ogóle na nic bym w życiu nie narzekała:)
DeleteKocham Paryż, a Twoje zdjęcia idealnie oddają jego klimat, a nawet pokazują inne oblicze Paryża, podoba mi się :)
ReplyDeletehttp://a-cup-of-ideas.blogspot.com/
Super relacja i cudowne zdjęcia! Uwielbiam Paryż!
ReplyDeleteUwielbiam zdjęcia wykonane przez Ciebie :)
ReplyDeleteFantastyczna fotorelacja
xoxo
Dzieki, ze jestes ! Czarodziejko ;)
ReplyDeleteŚwietny post,aż mnie zachęciłaś żeby pojechać do Paryża,a myślałam,że już nigdy nie będę chciała tam wrócić :)
ReplyDeletePiękne zdjęcia! :)
ReplyDeleteUwielbiam cię, twój blog, te piękne zdjęcia, twój nienaruszalny styl i wogóle zazdroszczę podróży!
ReplyDeleteNarobiłaś mi smaka na Paryż! Podział ludzi na trzy grupy niezwykle pomysłowy. Wierzę, że prawdziwy i autentyczny, ale sprawdzę też sama, jak już się kiedyś do niego wybiorę!
ReplyDeletepozdrawiam i dziękuję za ten post,
Hania :)
mam takie wrażenie, że od jakiegoś czasu robisz się taka "paryska" - mogę z łatwością wyobrazić sobie Ciebie, jak pedałujesz na retro rowerze przez paryskie bruki z bagietką wystającą z płóciennej torby i w bereciku :D trochę stereotyp, ale pasujesz do tego obrazka :) świetny post, lubię jak piszesz o swoich wojażach :)
ReplyDeletehaha, merci, merci, mademoiselle Tattwa!
DeletePodróże, podróże, podróże:) Wakacje mają to do siebie, że częściej chcemy się gdzieś ruszyć, coś zwiedzić. Nigdy w Paryżu nie byłam, ale nabrałam ochoty by się tam wybrać. Chociaż przyznam, że my nie doceniamy swojego kraju, który też jest piękny:)
ReplyDeletewww.pomiedzybialymaczarnym.pl
Ja tam doceniam, nie ma nic lepszego niż polskie morze czy Mazury. Czekam na trochę wolnego, żeby wybrać się w Bieszczady albo na Polesie, mamy mnostwo świetnych miejsc!
Deletewłaśnie jestem z chłopakiem w Paryżu i nie powiem, korzystamy z Twoich podpowiedzi:) bardzo inspirujące posty ! Tak swoją drogą, denerwuje mnie, że rankingi modowych blogów wygrywają blogi, na których na prawdę nie ma czego czytać! Chociaż piąte miejsce w całym kraju to zadowalający wynik. W każdym razie dołączę do grona czytelników wypisującego ochy i achy, ponieważ na prawdę lubię Twojego bloga :) Pozdrawiam
ReplyDeletePS. Ciekawa jestem gdzie spałyście w Paryżu, jeśli zechcesz zdradzić :)
Ah i jeszcze jedno, Twoje przemyślenia dotyczące Paryża są bardzo trafne, mam podobne odczucia. Szczególnie zdziwiło mnie to jaki to sympatyczny i miły i pomocny naród (przygotowana byłam na to, że będą nadęci, jak to się zwykło mówić) :)
ReplyDeleteTeraz miałam tylko chwilę, aby obejrzeć zdjęcia - cudowne! Wrócę jutro, aby przeczytać tekst :) Piękne zdjecia i z pewnoscią jeszcze piekniejsze wspomnienia. Ja właśnie wóciłam z mojej "wielkiej włoskiej wycieczki" ;) postaram się coś pokazać na blogu :)
ReplyDeletekocham twoje posty z podrozy! zastanawialam sie czy nie zrobilabys przewodnika po krakowie bo czasami jak jezdze to chetnie pospacerowalabym uliczkami niekoniecznie tymi odwiedzanymi przez wszystkich turystow. :)
ReplyDeletewłaśnie myślałam o tym ostatnio, chyba zrobię!
DeleteO tak Paryż jest cudny, każdy tu znajdzie coś dla siebie:) ja np. nie przepadam za targami staroci i antykwariatami, jakoś mnie odpycha od zakurzonych staroci, nieznanego pochodzenia, ale za to jest cała masa innych atrakcji. A co do Krakowa masz rację, też mieszkałam tam parę lat, ale to miasto jest skostniałe i nierozwojowe, nie ma porównania do Paryża.
ReplyDeleteJak zawsze, kiedy czytam Twój wpis o podróżach czy ciekawych miejsach, tak i teraz musiałam usiąść z dużym kubkiem gorącej herbaty.:) Cudownie piszesz! Do tego stopnia, że nabieram ochoty na to, żeby się spakować i wyruszyć przed siebie.:)
ReplyDeleteah, muszę coś (w końcu!) napisać. przeglądam Twojego bloga od niedawna, właściwie od pierwszego posta o Paryżu. jego lektura, jak i niepowtarzalne zdjęcia (co jest dla mnie wyjątkowo ważne, bo jestem fotografem-amatorem) zrobiły na mnie niezwykłe wrażenie! nie wiem, czy to wina samego Paryża - miasta wg mnie idealnego, absolutnie najukochańszego - czy po prostu wspaniale napisany tekst i wspomniane zdjęcia. Twojego bloga czyta się z tak wielką łatwością, jakbym słuchała relacji jakiejś bliskiej mi osoby, którą długo znam. przejrzałam również Twoje inne posty dotyczące podróży (jestem ich wielką fanką), Islandia zauroczyła mnie totalnie! jak już stanę się "sławna i bogata" (;)) to tam, wybiorę się w pierwszej kolejności.
ReplyDeletepodsumowując moje nieskładne zdania - od czasu pierwszej wizyty odwiedzam Twojego bloga codziennie i z niecierpliwością czekam na kolejne porcje zdjęć. nie tylko tych z podróży (choć to moje osobiste faworyty!), ale także te typowo 'modowe', 'szafiarskie' - choć powiem Ci szczerze, nie jesteś typową szafiarką (jest to komplement, bez obaw!) na większości modowych blogów dominuje wg mnie, przebieranie się, dopasowywanie siebie do aktualnych trendów. a Ty po prostu ubierasz się (nawet nie stylizujesz!), jak chcesz, jak lubisz i to po prostu widać. dzięki temu z wielką przyjemnością się na Ciebie patrzy, no i czyta ;)
pozdrawiam, Marta ;)
Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepłych słów, niesamowicie mi miło!
DeleteCzytałaś może książkę Ines De La Fressange "Paryski szyk"?? zastanawiam się nad zakupem, ale nie wiem czy warto, cena też niezbyt przystępna.
ReplyDeleteNie czytałam i nic nie mogę powiedzieć, ale wiem że Ania, autorka bloga Fashionitka.pl ją ma - może już przeczytała, spróbuj ją podpytać:)
DeleteAch Paryż. Odwiedziłam w te wakacje, ale niestety na krótko, bo ruszyłam potem do Hiszpanii. Niemniej jednak również było ładnie, pięknie i tak dalej. Co nie znaczy, że w niektórych miejscach zdarza mu się być brudnym i odpychającym. Ale tak, to rzadkość. Może w przyszłości znów się tam wybiorę. Poza tym śliczne zdjęcia, mają swój urok. A no i widać, ze masz lekkie pióro, lubię czytać twoje wpisy. :)
ReplyDeleteDreamy post!! I want more! xx
ReplyDeleteHej! :)
ReplyDeletePoczytuję sobie Twojego bloga już od jakiegoś czasu, jednak z niewiadomych przyczyn, i sama nie potrafię tego wytłumaczyć, nie napisałam Ci, że uwielbiam Twojego bloga, zdjęcia, teksty itd. ;) Raz może, czy dwa zostawiłam komentarz pod postem, ale powinnam to robić zdecydowanie częściej! :)
Relacja z Paryża w 3 odsłonach - cudo! Jak ja marzę o Paryżewie, a na widok tych zdjęć jeszcze bardziej cieknie ślinka :D
A jako, że blog z założenia jest modowy, to słów kilka na temat strojów Twych - bardzo bardzo like it! :D są zupełnie w moim stylu, w ogóle paryski look jest bardzo w moim stylu, więc kiedy widzę u Ciebie bluzki w paski to pieję z zachwytu! Świetne połączenia. Ach, uwielbiam paski! :)
Pozdrawiam serdecznie, Małgosia:)
Hej Małgosia, dzięki wielkie! Paski mają przyszłość!
DeleteUwielbiam Twójego bloga. Czytam Cie od początku, raczej nigdy nie komentuje, bo pewnie wiesz wydajesz sie byc jedna z najsympatyczniejszych osob w polskim internecie i jestes bardzo konsekwentna. Moze nie koniecznie lubie twoje outfity (tzn. na Tobie wygladaja swietnie, na mnie pewnie nie koniecznie) ale zawsze z przyjemnoscia tu wracam. Pozdrawiam i czekam na zdjecia z UK :)
ReplyDeleteAle cudownie urządziłas swojego bloga - strona o mnie, faq, no cudownie sie to oglada, widać, że dbasz o czytelnikow. Ja doceniam takie smaczki :)
ReplyDeletez niecierpliwoscia oczekuje postow z UK :)
pozdrawiam.
Boskie zdjęcia. A mam pytanie czy mogłabym jedno a mianowicie to z klatakmi mogłabym dodać na strone We Heart It.?
ReplyDelete
ReplyDeleteChociaż byłam w Paryżu już dwa razy, co daje równy miesiąc codziennego spacerowania,to nadal jestem głodna tego miasta. I to wszystko za sprawą Twoich fantastycznych relacji. Podesłałam siostrze Twojego bloga, ona mieszka w Paryżu od 6 lat i uznała, że koniecznie musi zobaczyć miejsca, które opisałaś. O wielu z nich nie miała pojęcia.
Powodzenia w kolejnych podróżach, czekam na tak inspirujące wpisy !
Ola
Fantastyczna relacja! Uwielbiam, jak piszesz o podróżach. Tak jak 2 lata temu zapisałam sobie wpisy Ryfki z Barcelony przed wyjazdem do Hiszpanii, tak teraz wrzucę sobie te Twoje do zakładek, żeby sobie przypomnieć, gdzie koniecznie muszę się wybrać, kiedy w końcu pojedziemy do Paryża:)
ReplyDeleteTa księgarnia jest już od dawna na mojej liście. Pierwszy raz usłyszałam o niej w programie podróżniczym Michaela Palina (tego z Monty Pythona), który tam nocował i wciąż marzy mi się łóżko w niej. Problem tylko taki, że trzeba by sobie przetłumaczyć na angielski jakieś literackie próby:)
Fantastyczne zdjęcia! :)
ReplyDeletepozdrawiam
Amandine (filmdine.blogspot.com)
Świetna relacja i piękne zdjęcia! Dziękuję.
ReplyDeleteNo i widzisz co narobiłaś? Teraz mi się będzie Paryż śnił po nocach... Pewnie pierwsza podróż na którą zbankrutuję będzie właśnie tam.
ReplyDeleteCHCĘ! :D:D Paryż tak, o tak :)
ReplyDelete