
It's not that easy to find a place in London, which serves food that's at the same time affordable and healthy, so I prepare most of my meals at home. My cooking skills have improved significantly and my repertoir of "under 30 minutes and as little dishes to wash as possible" dishes is bigger than ever before. All that makes me appreciate going out for lunches and dinners even more - this week I met with Shini and we picked Dishoom in East London. At the first glance it made me quite confused - it's inspired by "Bombay Cafes", but it has Iranian roots - what kind of food do they serve there? As it turned out, Bombay Cafes emerged in India at the turn of XIX and XX century and were run by Persian immigrants. Nowadays they're slowly disappearing, so the founders of Dishdoom are trying to recreate their unique atmosphere in Shoreditch.
Znalezienie w Londynie miejsc z niedrogim i przy okazji zdrowym jedzeniem nie jest proste, większość posiłków przygotowuję więc w domu, w związku z czym moje zdolności kulinarne gwałtownie wzrosły, podobnie jak repertuar potraw z kategorii "da się zrobić w 30 minut i żeby nie trzeba było dużo zmywać". Tym bardziej więc doceniam wyjścia na jakieś pyszności - w tym tygodniu padło na wschodni Londyn, razem z Shini wybrałyśmy się do Dishoom. W pierwszym momencie nie mogłam się połapać, jaką właściwie kuchnię się tam serwuję - okazało się, że to miejsce zainspirowane tzw. Bombay Cafes, zakładanymi licznie w Bombaju na przełomie XIX i XX wieku przez perskich imigrantów. Obecnie jest ich coraz mniej, założyciel Dishoomu postanowił więc odtworzyć ich niepowtarzalny, irańsko-indyjski charakter właśnie w sercu Shoreditch.




I was expecting to see a dark, cramped place and to my surprise we found ourselves in a spacious, nicely designed interior with a lot of light coming through big windows and a charming little garden in the backyard. It must be a great pleasure to dine there when the weather is nice. Warned by the waiter that the portions are rather small, we've decided to order a couple different things and share them in order to try as many dishes as possible. Delicious, nicely flavoured lamb samosas went over the top first, them we moved to their unique chicken tikka, laced with ginger and tumeric - it was spicy, but not too spicy, just right. Afterwards we ate our surprise dish - when we were ordering it, we didn't understand half of the description. As it turned out, it was a kind of fluffy potatoe pancake with a lime flavout, it reminded me of the Moroccan maakouda, which I've tried in Marseille. We still had quite a lot of space for desserts (I haven't joined the "I have a separate stomach for desserts" Facebook group without a reason!), so Shini went for kala khatta gola ice, ice cream with kokum fruit juice, lime, salt and chili and I ordered much less complicated bus just as splendid Mango kulfi, a fruity frozen creamy thing. It was all absolutely great and I'm sure I'll show up again in this piece of old Bombai in the heart of Shoreditch pretty soon.
Spodziewałam się jakiejś małej, ciemnej knajpy, a ku mojemu zaskoczeniu znalazłyśmy się w przestronnym, ładnie urządzonym wnętrzu z dużą ilością światła wpadającą przez wielkie okna i przylegającym ogródkiem, w którym na pewno je się wyjątkowo przyjemnie przy cieplejszej pogodzie. Uprzedzone przez pana kelnera o małych rozmiarach porcji zamówiłyśmy kilka różnych dań, żeby móc spróbować jak największej ilości dość tajemniczo brzmiących pozycji z menu. Na pierwszy ogień poszły samosy z jagnięciną i przyprawami, później spróbowałyśmy dość ostrego kurczaka zrobionego w imbirze i kurkumie, a na koniec zostawiłyśmy danie-niespodziankę, przy zamawianiu którego nie zrozumiałyśmy połowy nazw w opisie. Okazało się być czymś w rodzaju ziemniaczanego pulchnego placka o lekko limonkowym smaku, trochę przypominało mi marokańską maakoudę, którą jadłam w Marsylii. Znalazłyśmy jeszcze sporo miejsca na desery (nie bez powodu jestem członkiem facebookowej grupy "mam osobny żołądek na słodycze") i Shini zamówiła kala khatta gola ice, czyli lody z sokiem z owoców kokum, limonką, solą i chili, a ja wybrałam mniej skomplikowane kulfi, czyli kremowe lody o smaku mango - genialne! Każda jedna rzecz bardzo mi smakowała i na pewno wybiorę się do tego kawałka starego Bombaju w Londynie jeszcze nie raz.







Zdjęcia w ramkach wiszące na ścianie wyglądają genialnie! A osobny żołądek na słodycze ma chyba połowa populacji :D
ReplyDeleteCO za klimat zdjęc!
ReplyDeleteAsiu...
ReplyDeleteWłaśnie miałam się do Ciebie zwrócić z prośbą o polecenie miejsca z dobrym jedzeniem w Londynie, a tu proszę taki post!
Uwielbiam czytać to co piszesz. Masz niesamowity dar łączenia ciekawostek, faktów, opisów, swoich przemyśleń... Cieszę się, że kiedyś zupełnie przez przypadek natknęłam się na Twojego bloga. I wiesz, bardzo Ci dziękuje za to co robisz..
Pozdrawiam Cię ciepło i życzę wszystkiego co najlepsze.
Agata
ps. Gdyby przyszły Ci jeszcze do głowy jakieś miejsca w Londynie godne polecenia, gdzie można by dobrze i niekoniecznie drogo zjeść, napisz proszę...
Tam nawet toalety mają klimat ;) pyszne jedzenie, może z wyjątkiem tych lodów z sokiem, smak dla konesera, powiedzmy...
ReplyDeleteSuper klimatyczne m-ce! Uwielbiam jak piszesz, no i te zdjęcia <333
ReplyDeletehttp://designdetector.blogspot.com/
Joanno, naprawdę Cię uwielbiam. :)
ReplyDeleteUwielbiam Twoją śliczną, pojemną głowę, Twoje poczucie humoru, Twój indywidualizm, Twoje poczucie estetyki, Twoje lekkie pióro, Twoje wspaniałe zdjęcia i to, że o czymkolwiek nie napiszesz, od razu nabiera charakteru.
Twój blog znajduje się w mojej czołówce internetowej, i patrząc na kierunek, w którym idziesz, na długo tam pozostanie. Alleluja.
You go, girl!
Kot Lama
Super miejsce, ale super też, że byłaś tam z Shini - ona jest moim bóstwem i kocham wszystko czego się dotknie :D Chciałabym ją kiedyś spotkać, ale pewnie od razu ucieknie przed taką stalkerką jak ja ;)
ReplyDeleteJak będę w Londynie to na pewno wypróbuję Dishoom.
Rewelacyjne zdjęcia.
ReplyDeletehttp://findsforfuture.blogspot.com/
Moje dwie ulubione blogerki w jednym poście :)
ReplyDeleteTo miejsce jest niesamowicie klimatyczne
ReplyDeleteMagiczne miejsce. Szkoda, że ostatnio Londyn to dla mnie późne ulokowanie się w hotelu, kolacja z mikrofali, gumowe śniadanie, bieg na szkolenie, bieg na lotnisko, home sweet home! W przyszłym tygodniu zapakuję własne kanapki. A tak poważnie marzy mi się, by mieć czas na odkrywanie w Londynie takich miejsc jak to, które pokazałaś. Dzięki za wskazówki.
ReplyDeleteKasia
łał!!!
ReplyDeletethis looks like an amazing place!
ReplyDeletehttp://www.styleandshades.blogspot.com
uwielbiam to miejsce.
ReplyDeleteUrocze miejsce z klimatem.
ReplyDeletehttp://badzprozna.blogspot.com/
Ależ cudowne i klimatyczne miejsce! Jedzonko wygląda yummy <3
ReplyDeleteSzkoda, że takich miejsc nie ma w Delhi, co by było bardziej logiczne przecież, prawda? :) Bardzo mi się podobają wszystkie surowe reguły, a najbardziej ta, że nie można zwrócić napoczętego dania :) Ale w londyńskich okolicznościach przyrody to przeciez tylko dekoracja :))
ReplyDeleteRewelacja!
ReplyDeleteUwielbiam takie klimaty. Nic tylko pozazdrościć... : )
najbardziej chyba spodobały mi się zasady, świetne! :D
ReplyDeleteWłaśnie zaczęłam czytać Twojego bloga i jest wspaniały! Podoba mi się, że prowadzisz go w dwóch językach- mi by się chyba nie chciało. Sama od siedmiu lat mieszkam w Londynie i tez właśnie zaczełam prowadzić bloga- co prawda nie szafiarskiego, ale jakiegośtam. Może kiedyś kawa we wschodnim londynie? Shoreditch to jedno z najbardziej inspirujących miejsc :)
ReplyDeletePo co piszesz po angielsku jak nikt inny oprócz Polaków cię nie czyta?
ReplyDeleteprzy tak malych porcjach to nie dziwne ze bylo jeszcze miejsce na deser... ktory zresztą tez jest mikroskopijny.
ReplyDeleteZnasz Shini! Zazdroszczę. Przekaż jej że ma we mnie wierną fankę swojego bloga i oczywiście pozdrów.
ReplyDeleteTwój blog z czasem bardzo zyskuje. Uściski
Agnieszka
Bardzo ciekawe wnętrze :) Podoba mi się pomysł z wypisaniem zasad obowiązujących w kawiarni :D
ReplyDeleteAh thanks for sharing! Always on the lookout for cute places like this around London.
ReplyDeleteMówisz, że niedrogo - mogłabyś napisać ile mniej-więcej trzeba wydać na porcję? Jadę wkrótce do Londynu i z chęcią wybiorę się w polecane przez Ciebie miejsca.
ReplyDeleteNie napisałam chyba nigdzie, że niedrogo, ceny określiłabym jako przeciętnie londyńskie. Menu razem z cenami można znaleźć na stronie. Miłego pobytu w Londynie!
DeleteCudownie tu u Ciebie!!!pozdrawiamy www.vientofashion.blogspot.com
ReplyDelete