
Zabranie się do napisania posta o Machu Picchu trochę mi zajęło, zdążyliście pewnie już zapomnieć, co było wcześniej, więc dla szybkiego odświeżenia - część pierwsza i druga mojej relacji z Peru. Po przybyciu do Aguas Calientes byliśmy tak zmęczeni, że budzik przed zaśnięciem nastawialiśmy patrząc już tylko jednym okiem. A nastawiliśmy go dość ambitnie, bo na czwartą rano. Po walkach, jakie stoczyliśmy z systemem rezerwacji biletów (koszmar, w życiu nie widziałam gorzej działającej strony do bookowania czegokolwiek) i przebrnięciu przez proces ich odbioru w miejscowym biurze, byliśmy bardzo zmotywowani do dotarcia do parku archeologicznego jako jedni z pierwszych i oglądania Machu Picchu bez tłumu turystów.
Plan prawie się udał. Wstaliśmy o czwartej, spakowaliśmy plecaki i nagle okazało się, że nasze bilety...zniknęły. Po gruntownych poszukiwaniach, które trwały dobre czterdzieści minut, nieco zrezygnowani ustawiliśmy się jeszcze raz w kolejce i jeszcze raz nasze bilety kupiliśmy - okazało się, że opcja wydrukowania drugi raz biletów z tej samej rejestracji nie istnieje. Jak się pewnie domyślacie, pierwsze bilety odnalazły się pięć minut po odejściu od kasy.
Z dwugodzinnym opóźnieniem pomaszerowaliśmy na przystanek, by busem pełnym turystów udać się do bram parku. Początkowo planowaliśmy pokonać całą trasę na nogach, jednak plan B zmusił nas do pójścia na ustępstwa. Po dwudziestominutowej przejażdżce górskimi serpentynami zostało nam jeszcze tylko odstanie w następnej kolejce, przejście przez bramki, kilkuminutowy spacer i już mogliśmy zobaczyć pierwsze zabudowania słynnego miasta Inków.

Ledwo rzucamy na nie okiem, spieszy się nam żeby wejść na Macchu Picchu Mountain, na zboczu której leży miasto, i zobaczyć całość z góry. Żeby się na nią dostać, trzeba wykupić rozszerzoną wersję biletu. Spodziewałam się spacerku jak na Gubałówkę z ładnym widoczkiem, tymczasem inkaska góra mocno mnie zaskoczyła. Po pierwsze, podejście na Macchu Picchu Mountain jest naprawdę solidne. Półtorej godziny marszu ostro pod górę po nierównych, kamiennych schodkach mocno dało mi w kość, nie wspominając o jeszcze bardziej męczącym zejściu. Po drugie, widoki naprawdę zmiatają z nóg. Już po kilku minutach mieliśmy okazję podziwiać ośnieżone Andy z najróżniejszych stron, co jakiś czas pojawiały się też dodatkowe atrakcje w postaci dziwnych ptaków i jaszczurek.


Kiedy w końcu dotarliśmy na szczyt (3082 m n.p.m.), ku naszemu zaskoczeniu okazało się że jesteśmy jednymi z pierwszych osób, które stanęły na MPM tego ranka. Co więcej, starożytne miasto było z tej wysokości tak malutkie, że kłębiących się tam turystów w ogóle nie było widać.





Chętnie zostalibyśmy na szczycie dłużej, jednak wygoniło nas piekące słońce (mijając ludzi wchodzących na górę naprawdę się ucieszyłam, że mimo wszystko zaczęliśmy naszą wspinaczkę dość wcześnie rano) i chęć zobaczenia lam, bo kiedy przechodziliśmy rano przez ruiny miasta jeszcze ich tam nie było. Trochę się bałam, że może akurat tego dnia mają wolne, na szczęście okazało się że po prostu jeszcze spały - przed ósmą do pracy nie wychodzą. Lamy w Macchu Picchu są zinsytucjonalizowane, każda ma swój numerek i swoje obowiązki, czyli odpowiedni sektor trawy do pożarcia. Po krótkich poszukiwaniach udało nam się odnaleźć pierwszego futrzaka.




Piękna przygoda, a Twoje zdjęcie z lamą cudne po stokroć - piękna pamiątka :) Pozdrawiam. Pat.
ReplyDeleteCudowne jest to zdjęcie, jak stoisz twarzą w twarz z lamą! Na Twoim miejscu bałabym się, że mi plunie w twarz, także gratulacje za odwagę ;-) Bardzo lubię Twoje fotorelacje, bo wybierasz najbardziej zapierające dech w piersiach zdjęcia i nie mam poczucia, że przewijam kilka godzin coraz to nowe pocztówki, które niewiele się od siebie różnią. Historia z biletami jak z mojej rodziny prawie że...:)
ReplyDeleteZdjecia sa genialne!
ReplyDeleteSuper, piekne zdjecia z lamami ! A ja przeprowadzam sie tam na studia juz w sierpniu wiec zapraszam na relacje z zycia w Peru :)
ReplyDeletehttp://foodforthoughtdiaries.blogspot.fr/
Wow, odważyłaś się stanąć twarzą w twarz z lamą :D A wydawało mi się, że plują jak tylko się do nich zbliży człowiek :)
ReplyDeleteDługo czekałam na ten post i w końcu jest :) Jak zawsze świetne zdjęcia i opisy.
ReplyDeletePrzepiekne zdjecia, dziekuje Ci za ten post, jest fantastyczny!
ReplyDeleteShadow Of Style
O rany rany rany, jakie rewelacyjne zdjęcia! Joanno, jesteś boska!
ReplyDeleteKot Lama
Pojedynek: lama kontra Styledigger - kto pierwszy mrugnął? ;)
ReplyDeleteWspaniałe widoki!
Widoki faktycznie zapierają dech w piersiach. Bardzo lubię Twoje relacje z podróży, właściwie wszystkie Twoje teksty czytam (już od kilku lat) jednym tchem i z dużą przyjemnością! ;)
ReplyDeletePozdrawiam serdecznie,
Kasia
Bardzo dobry opis a zdjęcia lamy to wisienka na torcie:) Pozdrawiam!
ReplyDeletebardzo ciekawy blog :)
ReplyDeletezapraszam na mojego http://turn-the-tide.blogspot.com/
Ojeeej, ale cudowne zdjęcia! Jestem pod wielkim wrażeniem wyprawy, Waszego szukania biletów (też kiedyś miałam podobną sytuację) i całej wędrówki. :) Lamy są boskie!
ReplyDeleteŚwietna podróż i bardzo dobra relacja! Też chcę :D
ReplyDeletePrzez przedostatnie foto niemalze oplulam monitor. Genialny post!
ReplyDeleteŚwietna relacja!
ReplyDeleteNajwiększe wrażenie na mnie zrobiły te góry, wspaniałe widoki. Myślę, że jak się keidyś wybierzemy do Peru, też się udamy przez góry:)
I lamy rewelka:D
Ale tymczasem tez mam pięknie, bo ostatnio Alpy i za chwilę znowu Alpy:)
Jak ja Ci zazdroszczę!
ReplyDeletePrzepiękne widoki!
ReplyDeleteLAMY! Piękne zdjęcia no i któraś z lam wędruje zaraz na moja tapetę! :D
ReplyDeletePrzepiękne zdjęcia!
ReplyDeleteborze, jakie one są rozkoszne!
ReplyDeleteKurde, mam idealny tydzień - wróciłam ze świetnego weekendu u przyjaciół, poszłam na Portishead, dzisiaj Ty z lamami...a jest dopiero wtorek :D
Kocham Cię za te lamie pysie, Twoje zdjęcie z lamą jest naj, naj :D
nice picture and nice panorama
ReplyDeletedlaczego zlikwidowałaś kategorie wpisów?? Chodzi mi o te kółka po lewej co były;)
ReplyDeleteAj, nic tylko pozazdrościć! :)
ReplyDeleteJesteś Kozak!! Gdyby nie to, że niesamowicie boję się wszelkich włochatych pająków, już dawno bym tam pojechała. Może kiedyś przezwyciężę tę fobię...
ReplyDeleteTak się rozmarzyłam :)
ReplyDeleterewelacyje zdjęcia!!! ;)
ReplyDeleteCudowne Andy! I cudowne ich zdjęcia!
ReplyDeleteJuż same zdjęcia zapierają dech w piersiach, a co dopiero zobaczyć takie widoki na żywo :) Świetna fotorelacja :)
ReplyDeleteprzepiękne widoki, szczerze zazdroszczę podróży w tak odległe miejsce!
ReplyDeleteZdjęcia świetne! Jeśli mogłabyś to proszę żebyś napisała jakiego aparatu i obiektywów używałaś :)
ReplyDelete