Strony

February 11, 2013

Marseille, France part II


Today I'd like to show you second part of my pictures from Marseille, France, where I went for a short trip a couple of weeks ago. You can find the first one here. I've decided to start with a few pictures of coffee places, as due to the freezing cols they played quite an important role during our stay. Now, when I'm back in London, I really miss those spacious cafés, where one can have a lazy cup of tea over a magazine or a book without getting stressed and feeling bad for people quieuing outside and have a real, homemade cookie instead of a piece of cake in a plastic box. I don't entirely miss the fondant au chocolat, a dessert you can see on the picture. The first bite was nice, but straight after it nearly killed me with sugary over-chocolateness. And note that I'm a person, who could easily eat a whole bar of chocolate.


Dzisiaj chcę pokazać Wam drugą część relacji z Marsylii, pierwszą znajdziecie tutaj. Postanowiłam zacząć od kilku zdjęć z kawiarni, bo z racji niesprzyjającej pogody odgrywały one sporą rolę w trakcie naszej małej wyprawy. W Londynie tęsknię za przestronnymi, trochę leniwymi lokalami, w których można spokojnie poczytać gazetę nad filiżanką herbaty, gdzie nie mamy wyrzutów sumienia patrząc na tłoczącą się przed wejściem kolejkę, a z lodówki nie straszą zapakowane w plastik ciastka. Niekoniecznie tęsknię natomiast za fondant au chocolat, deserem, który widzicie na ostatnim zdjęciu. Pierwszy kęs był świetny, ale zaraz potem stężenie czekolady i słodkości mnie pokonało - a pisze to osoba, która bez problemu mogłaby poradzić sobie z dużą tabliczką mlecznej czekolady naraz.



Here you can see one of my favourite parts of the city, Noailles, a multicultural district, where I felt like I was on a Moroccan market - stands with fresh fruit and veggies, dozens of tiny little shops selling everything from soup to nuts and delicious North African food sold on the streets. My personal hit was the Moroccan Maakouda, a spongy potatoe pancake, seasoned with cummin and tumeric. Yum!


Jedną z moich ulubionych części miasta jest bez wątpienia Noailles, multikulturowa dzielnica, w której czułam się jak na marokańskim targu. Stragany ze świeżymi owocami i warzywami, dziesiątki sklepików ze wszystkim i pyszne północnoafrykańskie jedzenie sprzedawane na ulicach. Moim osobistym hitem okazała się marokańska maakouda, pulchny ziemniaczany placek doprawiony kurkumą i kuminem sprzedawany za 1 euro. Pycha!



Our another great discovery in Noailles was Saladin Epices du Monde, seventy years old shop selling spices from all over the world, looking like straight out of oriental fairytale. It also reminded me a bit of a Harry Potter-like mysterious place, selling ingredients for elixirs. Anyways, it wasn't easy to pull me out of there. Apart from fragnant spices, big blocks of chocolate or black soup there were a lot og things I couldn't even name. If I had more place in mu luggage (eh, delights of traveling with hand luggage only), I'd love to do some surprise shopping. Finally, with a lot of regrets, we limited ourselves down to some harissa and chalva only (it was delicious!). If I ever visit Marseille again, it'll be the first place where I'll go.


Kolejnym odkryciem w dzielnicy Noailles był Saladin Epices du Monde, siedemdziesięcioletni sklep z przyprawami z całego świata, jakby wyjęty z jakiejś orientalnej bajki. Trochę przypominał mi też sklep ze składnikami do eliksirów rodem z Harry'ego Pottera. Mówiąc krótko, ciężko mnie było stamtąd wyciągnąć. Oprócz pachnących przypraw, wielkich bloków czekolady czy czarnego mydła było tam mnóstwo rzeczy, których nawet nie umiałam rozpoznać. Gdyby nie ograniczenia bagażowe (ach, to podróżowanie z podręcznym), chętnie zrobiłabym zakupy-niespodziankę. W końcu z żalem ograniczyłyśmy się z Anną do harissy i chałwy (była genialna!), ale jak jeszcze kiedyś odwiedzę Marsylię, będzie to pierwsze miejsce, do którego się skieruję.

Saladin Epices du Monde, 10 Rue Longue des Capucins, 13008 Marseille

Through all our stay I had a crave for a real coucous, which I haven't eaten since my journey to Morocco. We asked the owner of the flat we were staying at about the best couscous places and for our last meal before leaving Marseille we went to La Goulette, Tunisian restaurant at the edge of Noailles district. Girls decided to give merguez a try (it's a type of spicy sausage) and I picked my favourite version with lamb. The food was delicious and the atmosphere in the restaurant was winsome. Chantal has made a splash with her huge, medium format camera and everyone in the restaurant, from chiefs to customers, wanted to pose for her. She with her pockets full of napkins with phone numbers.


Przez cały wyjazd miałam ochotę na prawdziwy kuskus, którego nie jadłam od czasu wyjazdu do Maroka. Podpytałyśmy o dobre miejsca właściciela mieszkania, w którym się zatrzymałyśmy, i na nasz ostatni posiłek przed opuszczeniem Marsylii udałyśmy się do La Goulette, tunezyjskiej restauracji na obrzeżach dzielnicy Noailles, specjalizującej się właśnie w kuskusie. Dziewczyny wybrały wersję z pikantnymi kiełbaskami merguez, ja zdecydowałam się na ulubioną jagnięcinę. Jedzenie było pyszne, a atmosfera w restauracji ujmująca - Chantal zrobiła furrorę swoim wielkim średnioformatowym aparatem, i obsługa, i goście chętnie pozowali jej do zdjęć, zebrała też pokaźną ilość serwetek z numerami telefonów.


La Goulette, 1 Rue Pavillon, 13001 Marseille

One of this trip's highlights was our expedition to the northern part of the city, which was quite accidental - one of our classmates, Sally, send us a link to an article in The Guardian, focused on French alternative city guides and that's how we have found out about The Greeters. We choose this particular trip from their wide offer, because we became fascinated with this diverse district, usually ignored in the official city guides, known mostly for the drug gangs' wars and burning cars. 

We were expecting a short stroll around a council estate, but we've surprisingly found ourselves on a few hours long, fascinating walk with Julie and Fabienne. We wandered mostly around the hill full of creatively shaped houses, built from tiles, one almost on top of each other by the emigrants from different parts of the world at the beginning of the century. 

The history of this district is incredibly rich and telling you about it would take me a lot - and I know what I'm talking about here, last Thursday my fifteen minutes presentation about the walk in the class evolved into two hours long discussion. I won't spoil this surprise, but make sure you contact The Greeters and visit this place if you have a chance. When the sun began to hide behind the hill, we've decided to take a short cut and walk down directly across the wild part of the hill. It took us an hour to force our way through the Medditerranean bush, jumping over walls and climbing on fences included. As you can guess, I enjoyed this part just as much as the main walk.


Jednym z ciekawszych momentów była też wyprawa do północnej części miasta, gdzie znalazłyśmy się właściwie przez przypadek - ktoś ze znajomych z roku podesłał nam artykuł w The Guardian, opisujący działania francuskich alternatywnych przewodników miejskich. Tym sposobem trafiłyśmy na The Greeters i zdecydowałyśmy się odkryć z nimi północną dzielnicę, źródło wielu problemów miasta, słynącą z wojen narkotykowych gangów i płonących samochodów. 

Spodziewałyśmy się przechadzki po blokowisku, a trafiłyśmy na wspaniały, kilkugodzinny spacer z Julie i Fabienne, które oprowadziły nad po wysokim wzgórzu, pełnym domów o dziwnych kształtach. budowanych z kawałków dachówek przez osiedlających się tam początkiem XX wieku emigrantów. Historia tej dzielnicy jest naprawdę fascynująca i opowiadanie o niej zajęłoby naprawdę sporo - wiem co mówię, bo w zeszły czwartek piętnastominutowa prezentacja na zajęciach rozciągnęła się nam do dwugodzinnej dyskusji. 

Nie będę Wam więc psuć niespodzianki, ale jeżeli będzie mieli okazję być w Marsylii, koniecznie skontaktujcie się z Greetersami i wybierzcie na północ. Kiedy słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem, postanowiłyśmy wrócić na skróty, w poprzek dzikiej części wzgórza, fundując sobie godzinne przedzieranie się przez środziemnomorski busz, skakanie przez mury i przechodzenie przez płoty. Jak się pewnie domyślacie, ta część podobała mi się chyba jeszcze bardziej niż sam spacer.

And three Anna's pictures (thank you for letting me use them!), taken with her film camera:

And last but not least, my two favorite pictures from the trip. I took them in a tiny little coffee place in the northern district. The owners are an Armenian couple, Marcel and Marguerita. They know Julie well and we were also treated like old, long-lost friends. We took pictures together, played with their dog, they didn't even let us pay for our drinks. In the opposite corner of the room were a group of Turks playing their afternoon round of okey. But for our tight schedule, I'd vanquish them in no time - I spent half of my childhood playing Rummikub with my grandfather.


A na koniec dwa moje chyba ulubione zdjęcia z wyjazdu. Zrobiłam je w małej kawiarence przy dworcu w północnej części miasta, prowadzonej przez armeńskie małżeństwo Marcela i Margueritę. Dobrze znają się z Julie, a i nas potraktowali jak starych znajomych - nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia, obowiązkowej zabawy z psem w ogrodzie i twardej odmowy przyjęcia zapłaty za kawę i herbatę. W przeciwległym kącie siedziała spora grupa mieszkających w sąsiedztwie Turków, rozgrywających popołudniową partyjkę okeya. Gdyby nie nasz napięty plan, nie mieliby ze mną szans - połowę dzieciństwa spędziłam grając z dziadkiem w Rummikuba.


42 comments:

  1. Jeeejku jakie piękne widoki! a ja siedzę w domu i się uczę...
    Zazdroszczę :))

    ReplyDelete
  2. jak zwykle jestem zachwycona fotograficzną relacją! Marsylia wydaje się naprawdę pięknym miejscem ;)

    ReplyDelete
  3. Kocham kocham kocham kocham Twoje zdjęcia i styl pisania : ). Opisujesz wszystko tak, że można poczuć klimat tych miejsc : ).

    ReplyDelete
  4. niesamowite.
    uwielbiam Twój blog, to jak piszesz, Twoje zdjęcia.
    no i zazdroszczę tych podróży.

    ReplyDelete
  5. niesamowite.
    uwielbiam Twój blog, to jak piszesz, Twoje zdjęcia.
    no i zazdroszczę tych podróży.

    ReplyDelete
  6. Świetne zdjęcia oddające klimat i ciekawy opis :D Będę zaglądała do Ciebie często :)
    Pola 23

    ReplyDelete
  7. Uwielbiam Twoje relacje, bardzo obrazowe i takie magiczne..

    ReplyDelete
  8. świetny klimatyczny post no i wspaniałe zdjęcia :) cudnie się czytało i oglądało!

    A jeśli chodzi o Londyn, to o ile jeszcze tam nie trafiłaś, polecam kawiarnie Notes na Trafalgar Square (31 St Martin’s Lane) mają wspaniałą kawę i najlepsze brownie jakie kiedykolwiek jadłam :) no i cudowny klimat!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Super, dziękuję Ci bardzo, kawy raczej nie piję, ale brownie przetestuję na pewno!

      Delete
  9. Mamiya i moje serce zabiło mocniej <3

    ReplyDelete
  10. Cudowne zdjęcia! Zazdroszczę wycieczki :)

    ReplyDelete
  11. ponawiam swoją prośbę - czy moglabys polecić jakieś warte zobaczenia miejsca w Bielsku?

    pozdrawiam, Zosia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jasne, a jakiego rodzaju miejsca Cię interesują?

      Delete
    2. Hm, właściwie to nie mam jakiś sprecyzowanych planów, ale chodziłoby mi o miejsce gdzie można smacznie zjeść, poza tym jakieś ciekawe obiekty lub muzea i second-handy! :)

      Delete
  12. Pięknie tam jest! Zazdroszczę Ci takiego podróżowania :)

    ReplyDelete
  13. Przepiękne zdjęcia, świetnie się rozwijasz w tym temacie! :))

    ReplyDelete
  14. Kocham twoje posty o podróżach (czyli zdecydowaną większość, lucky me!) - jestem typem podróżnika i uwielbiam niespodziewane sytuacje podczas nich. To są właśnie moje najlepsze wspomnienia :)

    ReplyDelete
  15. So tempting! Excellent picures have magical influence on people like us:)
    Greetings from
    bestdressedpoland

    ReplyDelete
  16. wiesz co? robisz bardzo ładne zdjęcia :)

    ReplyDelete
  17. Lubię modę jest coś w niej kreatywnego sposób podkreślenia swojej indywidualności w pewnym sensie, lecz poznawanie życia poprzez podróże obcowanie z inną kulturą spędzanie czasu z przyjaciółmi uczenie sie nowych rzeczy od nich i od samej siebie moim skromnym zdaniem jest równie ważne. Pozdrawiam Cie ciepło fajny post.

    ReplyDelete
  18. Zazdroszcze takiego lifestyle'u . Nastepna podroz do Argentyny ??mozna wiedziec kiedy?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nic mi nie wiadomo o podróży do Argentyny, ale bardzo chętnie bym się wybrała:)

      Delete
    2. aha , to cos pomieszalam zdaje mi sie ze kupilas gdzies bilety do pod.Ameryki ,a poniewaz mi sie sni podroz do Argentyny i to napislam Argentya ..podobno jedne z najpiekniejszych miejsc swiata .

      Delete
  19. Piękne zdjęcia i ciekawa narracja! Och pojechałoby się gdzieś... Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  20. Znam ten mały targ z tym pysznościami. Super wyprawa.

    :)

    ReplyDelete
  21. A ta gra okey to taki nasz rummikub?

    ReplyDelete
  22. jak ja lubię takie posty! super! :)

    zapraszam na konkurs - do wygrania weekend w Krakowie dla dwóch osób :)

    ReplyDelete
  23. Z zapartym tchem czytałam ;) Planuję w tym roku odwiedzić Francję, na pewno zerknę wówczas wstecz na Twoje posty i rady!

    ReplyDelete
  24. W Marsylii ostatnio bywam co tydzień i trochę zmieniłam stosunek do tego miasta, oczywiście na plus. Dziękuję za informacje o nowych miejscówkach, pozdrawiam z Aix-en-Provence.

    ReplyDelete
  25. jesteś pewna, że to było ormiańskie małżeństwo i grający Turcy? bo nawet daleko od ojczyzn (a może nawet tym bardziej) takie sytuacje raczej się nie zdarzają.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem pewna, to jedna z niesamowitości dzielnicy. na poziomie lokalnym wszystko wydaje się tam działać wbrew konfliktom i niechęciom, przynajmniej w starej części dzielnicy.

      Delete
  26. jesteś pewna, że to było ormiańskie małżeństwo i grający Turcy? bo nawet daleko od ojczyzn (a może tym bardziej) takie sceny się nie zdarzają.

    ReplyDelete
  27. Zazdroszczę podróży :) Od przynajmniej czterech lat co roku mam już zaplanowaną trasę po południowej Francji, ale jak na razie ciągle byłam jedynie w okolicach Paryża. No i następny rok znowu się nie zapowiada.

    ______
    ja piszę tu:

    mycupofhotchoc.blogspot.com

    ReplyDelete
  28. po 3 latach znowu chcę powrócić do Londynu. próbuję zorganizować wycieczkę stąd prośba o pomoc mieszkanki, na ile dni warto pojechać żeby poznać wiele rzeczy, wystarczą 3-4 czy raczej 6? nie zamierzam oglądać wszystkich "obowiązkowych" ponieważ część już "zaliczyłam" i nie mam ochoty znowu poznawać. jaka jest twoja opinia? pozdrawiam.

    ReplyDelete
  29. Uwielbiam Twoje wpisy z podróży. Piszesz o takich "nieturystycznych" miejscach, co działa na mnie jak magnez. Od razu mam ochotę przejrzeć tanie loty, spakować się i wyruszyć w drogę:)
    Czekam na następne relacje!

    ReplyDelete
  30. Zazdroszczę przeżyć :) Fajnie podzieliłaś relacje na części.. Planujesz w niedługim czasie kolejną podróż ? :D

    ReplyDelete
  31. O proszę, a ja od miesiąca w Lyonie:D
    Znam troche Francję, ale na południu nigdy nie bylam, mam nadzieję, że tym razem się uda (chociaż sama Marsylia jakoś straszliwie mnie nie pociąga)

    ReplyDelete